Gringo, gringo - dzwoń na policję!

    Tak, jak zapowiadałem w ostatnim artykule, dziś będzie o tym, jak Peruwiańczycy traktują mnie w dżungli. Bycie białym człowiekiem w peruwiańskiej puszczy ma swoje plusy i minusy, swoje dobre i złe strony. Zaczynamy!
Mały i duży. 

     
    Gringo, czyli biały człowiek w dżungli zawsze będzie wzbudzać sensację. Bo taki biały, wysoki, ma zielone oczy, to już coś nowego. To prawda, że mój wzrost ( 190cm) wzbudza zawsze sensację wśród Peruwiańczyków, którzy raczej są niskiego wzrostu, średnia wynosi jakieś 160cm. Z moim wzrostem kojarzy mi się pewna śmieszna sytuacja, która miała miejsce na ulicy w Limie. Idąc sobie spokojnie ulicą bez celu, nagle zobaczyłem i usłyszałem, jak mały chłopiec wytyka mnie swoim palcem i krzyczy głośno: żyrafa, żyrafa! Roześmiałem się sam i poszedłem sobie dalej. Wszyscy moi uczniowie a także nauczyciele w szkole pytają mnie, czy wszyscy Polacy są tacy wysocy. 
    Ogólnie Peruwiańczycy kiedy widzą gringo, to myślą sobie, że biały człowiek to ma dużo pieniędzy. Po pierwsze myślą tak, ponieważ gringo miał dużo kasy, żeby przylecieć do Peru, a to przecież kosztowna sprawa. Druga zaś, że stać go na wszystko, i może sobie podróżować po całym Peru. I tutaj zaczyna się to, co Peruwiańczycy robią wobec zagranicznych turystów, czyli oszukują ich na kasie. Moim takim przykładem jest lotnisko w Iquitos, i za każdym razem kiedy wracam z Limy do Iquitos, i chcę wziąć motokaro-taxi, to pan mi mówi cenę 20 soli, co normalnie kosztuje 12 soli. Zawsze mnie będą traktować jako turystę, który ma dużo pieniędzy. Niestety, każdy chce zarobić jak najwięcej i dlatego podnoszą ceny. 
    Kiedy rozpoczynałem pracę w szkole, przypomina mi się jak wielcy nauczyciele mówili mi, że nie mogę pracować w szkole, ponieważ posiadam tylko jedno nazwisko, i nie będę mógł założyć sobie konta w banku, na które będzie przelewana moja wypłata. Myślałem, że wynika to z ich niewiedzy, że jednak obcokrajowiec może pracować jako nauczyciel w szkole, jeśli posiada odpowiednie dokumenty, potwierdzające jego wykształcenie. Chodziło jednak o coś innego. Jeden nauczyciel wprost wypowiedział się na mój temat, po co ten gringo będzie pracować w naszej szkole i zajmować miejsce pracy. Jest tylu Peruwiańczyków, którzy nie mają pracy. Trzeba dodać, że poziom edukacji w dżungli jest bardzo niski, a niektórzy nauczyciele nie powinni pracować w placówkach szkolnych, bo nie mają nic związanego z nauczaniem. Niestety, korupcja jest tak duża, że kasa robi swoje, i może nawet dać komuś pracę w szkole jako nauczyciel, bez odpowiedniego przygotowania czy skończonych studiów. Ale korupcja to odrębny temat.    
    Przez te siedem lat życia w Peru nauczyłem się, że nie należy pożyczać pieniędzy Peruwiańczykom, bo raczej nie oddadzą. Trzeba zapomnieć, że się straciło kasę. Tutaj przypomina mi się zabawna sytuacja, kiedy mój kolega pożyczył ode mnie 50 soli, a ja pożyczyłem od niego taczki. Umówiliśmy się, że ja mu oddam taczki, jak on odda mi moje 50 soli. Kolega zapomniał o mojej kasie, a ja miałem taczki za 50 soli, które w sklepie są warte 120 soli. Zrobiłem interes życia... Nie pożyczam pieniędzy, to jest najlepsze rozwiązanie, powiedzieć, że nie mam i koniec. 
    Podróżując po wioskach czy też małych i dużych miastach można zauważyć, jak różni są Peruwiańczycy. W małych wioskach ludzie są bardziej otwarci i życzliwi, nie chcą ciebie za wszelką cenę oszukać, bo jesteś biały. W miasteczkach, w dużych miastach jest inaczej, ludzie wykorzystując to, że nie znasz miasta, cen, chcą ciebie oszukać i robią to z taką naturalnością, jakby mieli to już we krwi od urodzenia. Niestety, również dużym problemem w dużych miastach są napady na turystów, szczególnie w Limie. Dlatego ja w peruwiańskiej stolicy najbezpieczniej czuję się na lotnisku. 
        Przez ten czas, jak żyję i pracuję w peruwiańskiej dżungli udało mi się też poznać i zaprzyjaźnić, chociaż trochę z niektórymi. Mam znajome rodzinki, które zawsze mogę odwiedzić, możemy zjeść wspólnie obiad czy kolację. Myślę, że na to wszystko potrzeba czasu, aby ludzie poznali mnie, że nie każdy gringo jest bogaty. Choć moja żona, Felicita zawsze powtarza mi, że ludzie zawsze mnie będą traktować jako gringo, nieważne ile lat będę tutaj mieszkać. Zawsze będę ten inny.
        Słowa z tytułu: Gringo, gringo- dzwoń na policję miały miejsce nie tak dawno w Indianie, gdzie obecnie mieszkam. Trwała już kwarantanna, i pewna pani mnie zobaczyła i zaczęła wołać do swojej dorosłej córki, że jest tu gringo i trzeba dzwonić na policję. Myślała pewnie, że jestem zakażony koronawirusem i mogę zarazić innych. Na szczęście, policja nie przyjechała.
        Ostatnią rzeczą, którą chcę opisać jest to, co spotkało mnie w wielu małych wioskach. Kiedy dorośli rodzice widzą gringo, zaczynają straszyć swoje dzieci tym, że jak nie będą grzeczne, to gringo je porwie i wywiezie daleko do innego kraju. Nie wiem, co mam o tym myśleć, ale czy to jest wychowawcze tak straszyć małe dzieci białymi ludźmi? A potem zaczyna się rodzić uprzedzenie, rasizm w takiej małej osobie, która zawsze będzię odczuwać lęk przed białym człowiekiem. 
        Kończąc, chcę powiedzieć, że dobrze się czuję w amazońskiej puszczy. Otaczająca mnie przyroda czasami wynagradza mi złe zachowanie niektórych ludzi, którzy w jakiś sposób chcą mnie oszukać czy też źle o mnie myślą. Czasami warto lepiej coś przemilczeć, niż niepotrzebnie wdawać się w kłopoty. Jeżeli ja szanuję innych, to również chcę, żeby inni mnie szanowali. 
Słynne taczki. 


    
    

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nasz ślub.

Oko, serce i Covid-19.

Kilka słów o mnie.